Patrzyłem się zdumiony na waderę. Po chwili niepewnie stanąłem na lód. Nie rozmroził się. W ręcz przeciwnie zaczął trzaskać jak przy ostrym mrozie. Zaśmiałem sie i pobiegłem za Hebe. Biegliśmy właśnie w stronę brzegu, gdy nagle lód pode mną sie załamał. Przerażony wpadłem do przerębla lodowatej wody. Wokół mnie czaiła sie nieprzenikniona ciemność. W panice zacząłem przebierać łapami płynąc ku górze, ku życiu. Niestety zgubiłem otwór w lodzie, a może się zamknął? Walnąłem w lity lód. Wściekły rozgrzałem swoje ciało do czerwoności. Momentalnie lód na jeziorku stopniał, a ja mogłem zaczerpnąć powietrza. Zachłysnąłem się wodą i podpłynąłem do brzegu. Zgrabne łapki Hebe zalewała ciepła woda, Patrzyła się na mnie lekko przerażona, a ja parsknąłem głośnym śmiechem:
-Czasem warto się podtopić!
-Hmm-powiedziała tylko i usiadła na ciepłym piasku.
Trochę się mnie bała. Chcąc załagodzić sytuację zaproponowałem szybko:
-Może coś zjemy? Takie bieganie jest wyczerpujące?-mrugnąłem do niej okiem.
-Możemy.-powiedziała pogodnie.
Ruszyliśmy ku polance. Gdy byliśmy na miejscu usiadłem i szarmanckim tonem oznajmiłem:
-Dziś na polance, szef kuchni poleca młodą sarninę, dziczka lub drób polny. Wyśmienita mamy tu tuszkę z królika. A dla wegetarian mamy pyszne bulwy i roślinki jadalne, oraz owoce leśne. Co pani preferuje?-zapytałem głosem zawodowego kamerdynera.
***Hebe?***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz