-Nieee....żartowałem-próbowałem to obrócić w żart.-Katrina brzmi dużo ładniej niż jakaś Kat.
Katrina wyraźnie zadowolona przytaknęła. Postanowiliśmy, że pójdziemy coś zjeść. Po Obiadokolacji zaproponowałem spacer po lesie. Bardzo dobrze nam się rozmawiało.
-A twoja rodzina?-zapytała mnie Katrina.
-Ekhm...nie za dobrze ją pamiętam. Wiem tylko, że mój ojciec był wojownikiem, a matka uzdrowicielką. Miałam ponoć siostrzyczkę Iskierkę. Tak na prawdę nie wiem co się z nimi stało, lecz wiem że żyją.-spojrzałem w dal i zacząłem z pasją opowiadać o sobie.
Wadera zaciekawiona zasypywała mnie gradem pytań. Później opowiadała o sobie.
-jesteś bardzo ciekawą osobą.-wyznałem jej.
-Ty też jesteś ciekawy..-odparła i ruszyła w stronę wodopoju.
Ugasiliśmy pragnienie. Było jeszcze ciepło i widno, do zachodu zostało mniej więcej pół godziny. Wadera podeszła do lustra wody i spoglądała na małe rybki przepływające jej przed nosem. Nagle rozpędziłem się i wlecieliśmy oboje do wody. Rozbawieni pluskaliśmy się chwilę. A potem pognaliśmy oglądać zachód w lasku nieopodal. Było pięknie:
Urzeczony widokiem spojrzałam na zapatrzoną w słońce waderę. Poczułem jej zapach. Kojarzył mi się z brzoskwiniami w śmietance. Wciągnąłem w płuca zapach i nagle targnięty sprzecznymi emocjami podszedłem do Katriny. Oblał na złoty blask zachodu. Spojrzałem jej głęboko w oczy i.....pocałowałem ją. Zaskoczona nie poruszyła się tylko sztywno stała w miejscu. Speszony odsunąłem się. Odwróciłem głos i chciałem uciec.
***Katrina?***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz